Baza wiedzy

LUBELSKIE CEGIELNIE OD KOŃCA XIX W. DO CZASÓW WSPÓŁCZESNYCH

Z początkiem XXI w. dobiegła końca kilkusetletnia i niezwykle ciekawa historia lubelskich cegielni. Historia, którą warto poznać i zachować w pamięci.

 

Artykuł przygotowany przez Piotra Lasotę z Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN w Lublinie w oparciu o wieloletni projekt "Lubelskie cegielnie. Materia miasta" oraz na podstawie prezentacji przygotowanej na konferencję z okazji Jubileuszu XX-lecia Zrzeszenia

_____________________________________________________

 

W 2010 r. zamknięta została ostatnia lubelska cegielnia należąca do Apolonii Palak. Wraz z nią zakończył się również pewien okres historyczny, trwający nieustannie od końca XII w.; choć jeszcze w 1967 r. na terenie miasta działało pięć cegielni: Czechówka Dolna, Czechówka Górna, Lemszczyzna, Sierakowszczyzna, Rekord.

 
 Praca formiarek w cegielni Czechówka Dolna. Fot. Andrzej Krzęciewski, archiwum TNN
 

Cegielnię Czechówka Dolna wspomina Tadeusz Krzęciewski:

W dzielnicy Czechów znajdowały się dwie cegielnie. Jedna była przy ulicy Drobnej, nazywała się Czechówka Górna. Patrząc według tego, co w dniu dzisiejszym możemy zobaczyć, to będzie po lewej stronie, jak się zaczynają wieżowce przy Kompozytorów Polskich, na górze. Ona jeszcze przed wojną istniała. Druga cegielnia, nazywała się Czechówka Dolna. Ona znajdowała się na rogu, pomiędzy ulicą Północną a ulicą Kosmowskiej. Tę cegielnię zaczęto budować gdzieś w 1952-1953 roku, tak żeby w 1954 roku, z okazji dziesięciolecia PRL-u, można było ją otworzyć. Były dwie kolumny – taka symboliczna brama wjazdowa. Na górze napis PKWN i portret Bolesława Bieruta. Zresztą plotka taka krążyła, że na otwarciu jakoby miał się on pojawić. Budowano tę cegielnię przez dwa czy trzy lata i miała ona być jedną z najbardziej nowoczesnych, zmechanizowanych na terenie najbliższym Lublinowi. Tam zawsze, jeszcze kiedy nie było na tym terenie zabudowy wielorodzinnej, górował budynek Szpitala Wojskowego przy ulicy Aleje Racławickie. Patrząc z takiej górki, gdzie się kończyła ta cegielnia, z przodu były szopy, w których się suszyło cegłę, tak zwaną surową. Trzeba było ją wysuszyć i później była transportowana do pieca. A po lewej stronie znajdował się taki plac, na którym leżała cegła skantowana, czyli przygotowana do transportu pod te szopy, żeby suszyć. W północnej części cegielni wydobywano glinę. Oczywiście łopatą, bo wszystko się odbywało ręcznie. Glinę wsypywali do takich wózków na szynach. To był przeważnie jeden wózek, więcej nie było potrzeba. Ręcznie pchano te wózki. Na niektórych cegielniach, jak były dwa czy trzy wózki, to był jeszcze koń, który to ciągnął. Potem transportowano glinę w pobliże miejsca, gdzie wsypywano ją do dołu. Tam był transporter taśmowy, taśma była gumowa, już napędzana odpowiednią przekładnią, silnik elektryczny. Tu robotnicy ręcznie wybierali glinę z wagonika i była ona transportowana. W tym dole było mieszadło, zalewano glinę wodą i mieszano. Może dzień, nawet dwa ta glina leżała, bo musiała odpowiednio namoknąć. Potem to ręcznie wydobywano z tego dołu, przywożono taczkami do formowania. Na odpowiednim stole leżała sterta mokrej gliny, o średnicy około metra. Panie z tego brały, jakby produkowały tak obrazowo mówiąc - bułki. Miały odpowiednie formy. Forma była zrobiona z drewna, do wyprodukowania jednorazowo dwóch cegieł. Przesypywane to było piaskiem. Później wrzucały te puce z całej siły w formy i takim szybkim ruchem, bzyk, odcinały nadmiar gliny, miały do tego specjalne narzędzie. Co bardziej sprawne panie, to prawie że truchtem biegły na plac, odwracały formę i wychodziły takie dwie cegiełki. Z powrotem biegiem i znowu to samo, i tak w kółko. Także ona mogła paręset cegieł wyprodukować w ciągu dnia. To była fizyczna, ciężka praca[1].

 

 Brama wjazdowa do cegielni Czechówka Dolna. Fot. Tadeusz Krzęciewski. Archiwum TNN
 
 
Cegielnie przed XIX stuleciem
 
Przed XIX w. w Lublinie cegielnie odnaleźć można niemal wyłącznie przy klasztorach i kompleksach pałacowych – znajdują się między innymi przy dobrach j. o. księcia jmci Sanguszka, przy Szpitalu św. Ducha czy klasztorze dominikanów obserwantów.
 

Cegielnie w XIX w.

W drugiej dekadzie XIX w. zapadła decyzja o budowie cegielni miejskiej[2]. Jej ostateczną lokalizacją  na terenie Lublina były grunta przy ulicy Namiestnikowskiej (dziś narożnik pomiędzy ul. Lipową i Nadbystrzycką, graniczący z wałem miejskim i cmentarzem). Informacje na temat licytacji i jej dzierżawy pojawiają się dopiero w 1821 r. Z tego samego okresu pochodzi inwentarz opisujący budynki wchodzące w skład kompleksu. Do urządzenia cegielni, wzniesienia pieca ceglanego, szop do suszenia cegieł krytych słomą z folwarku brygidkowskiego, drewnianego budynku dla zarządcy i prowadzenia cegielni miejskiej zobowiązano aktem notarialnym „starozakonnego” Herszka Michlowicza.
 
 
 Cegła została wytworzona w cegielni miejskiej dzierżawionej w latach 1826-1847 przez Mendla Weitrauba na Rurach Brygidkowskich w Lublinie, na terenie między obecną ulicą Narutowicza i Wiercieńskiego. Cegła znaleziona w 2017 r. na terenie cmentarza przy ul. Lipowej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
Kolejno właścicielami cegielni są:

1818 – 1826 Herszek Michlowicz

1826 – 1847 – Mendel Weintraub

1830 – 1834 - Szaul Mendel Fridliber

1843 – Moszek Hersz Grędow

? - Symek Cukierman

1848 – ? Josef Halpern

Prawdopodobnie wraz z zakończeniem działalności Josefa Halperna kończy się również działalność cegielni miejskiej. Oprócz powyższej cegielni, na terenie Lublina znajdowały się również inne obiekty tego typu, których stopniowo przybywało. W I połowie XIX w. ich liczba wahała się od trzech do ośmiu, co zależało zapewne od wielu czynników, jak chociażby popyt na usługi zakładów tego typu lub dostęp do gliny. Większość z tych obiektów znajdowała się na terenie II Cyrkułu, czyli tak zwanego miasta żydowskiego. Spis z lat 30. XIX w. informuje, że w mieście, oprócz cegielni miejskiej, działały zakłady należące do:
 
1. Tewla Rozgolda
 
  Cegła z sygnaturą „TR”, została wytworzona w cegielni Tewla Rozgolda, która funkcjonowała w latach 1826-1856 za rogatką lubartowską. Cegła została znaleziona w 2017 r. w pobliżu klasztoru oo. Dominikanów w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
2. Tewla Dieksteina (Dyksztaina)
 
 Cegła z sygnaturą „TD” została wytworzona w latach 1837-1847 w cegielni Tewla Dieksteina położonej za rogatką lubartowską (grunty Bernata). Cegła została znaleziona w 2017 r. w remontowanej kamienicy przy ul. Dominikańskiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
 Cegła z sygnaturą „D” były wytwarzane w latach 1817-1820 w cegielni Tewla Dieksteina. Cegła została pozyskana w 2017 r. z rozebranego muru przy ul. Sierocej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 

3. Rubina Dieksteina

4. Mrozowicza

5. Mendla Szaula Fryclibera

6. Horodyńskiego

7. Pruszyńskiego.
 

Dla przykładu, w latach 50. XIX w. cegły wyprodukowane w poszczególnych cegielniach sygnowano w sposób następujący:

Rozgold - R

Diekstein - D

Cygielman – C

 
 Cegły z sygnaturą „C” wytwarzane były w latach 1836-1850 w cegielni Moszka Arona Cygielmana położonej przy trakcie lubartowskim. Cegła znaleziona została w 2017 r. w remontowanej kamienicy przy ul. Rynek w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 

Cukierman - P

Goldberg – T

 
 Cegła z sygnaturą „T” została wytworzona w cegielni na Tatarach w Lublinie, dzierżawionej ok. 1847 r. przez Jankiela Goldberga. Cegła została znaleziona w 2017 r. w ruinach domu przy ul. Bronowickiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 

Berek Cygielman – W.[3]

 Cegła z sygnaturą „W”. Na początku XIX w. magistrat nakazał w ten sposób oznaczać wyroby z cegielni położonej za rogatką warszawską w Lublinie, którą wówczas dzierżawił Berek Cygielman. Cegła została znaleziona w 2017 r. na podwórku przy ul. Grodzkiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
W 1843 r. na terenie miasta działało czterech głównych cegielników (Rozgolc, Cygielman, Fisz, Diekstein). Miasto mogło korzystać również z usług pobliskich cegielni, które znajdowały się we wsi Tatary, w Folwarku Ponikwoda, prywatnej cegielni Ignacego Koperskiego.
W XIX w. wciąż funkcjonował XVI-wieczny nakaz przekazywania miastu części produkcji cegielni prywatnych (z zapisów wynika, że była to symboliczna ilość).
W drugiej połowie XIX w. pojawiają się również innowacje pozwalające na produkcję cegieł w sposób znacznie odbiegający od tradycyjnego. W 1858 r. Fryderyk Hoffman razem ze wspólnikiem otrzymali patent na piec pierścieniowy, który z biegiem czasu zaczęto nazywać piecem Hoffmana lub piecem hoffmanowskim.[4] 

 Model 3D pieca hoffmanowskiego. Wykonanie: Robert Miedziocha, Wojciech Miedziocha
 
 
W 1893 r. wśród trzydziestu pięciu cegielni uważanych za największe obiekty tego typu w kraju, cztery znajdowały się w Lublinie. Należały do Brodta, Cygielmana, Fricka i Szulewicza.

 

Cegielnie w XX w.

W drugiej dekadzie XX w. znakomicie funkcjonowała cegielnia Jakuba Izraela Brodta[5], który w związku z tym, że jego cegielnia znajdowała się już na terenie miasta, w roku 1912 musiał oprowadzić odpowiednią komisję po terenach swojej fabryki i udowodnić, że jej obecność nie stwarza zagrożenia dla okolicznych budynków.
 
 
Cegła z sygnaturą „LUBLIN I.B.” została wytworzona w cegielni Sierakowszczyzna, położonej przy ul. Unickiej 14 w Lublinie. Cegielnia funkcjonowała w latach 1903-1939 pod zarządem Izraela Jakuba Brodta. Cegła powszechnie występuje w różnych częściach Lublina, m.in. przy ul. Farbiarskiej, w ruinach dawnej łaźni Łabędzkich, gdzie została znaleziona w 2016 r. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
W owym czasie wśród nowoczesnych cegielni działających w Lublinie wymienić należy również cegielnię Moszka Minca na Czechówce, a także Jana Makucha na Helenowie. Także te zakłady oceniono pozytywnie, dzięki czemu mogły wrócić do pracy, która jednak nie trwała długo, ze względu na wybuch I wojny światowej.    
 

Lubelskie cegielnie w dwudziestoleciu międzywojennym

Już w roku 1917 sześć cegielni w Lublinie było w stanie wznowić produkcję. Pod koniec okresu międzywojennego wyrażano również chęć zamknięcia drugiej cegielni miejskiej, która już od roku 1930 znajdowała się w stanie stopniowej likwidacji, choć jeszcze w 1928 r. przewidywano znaczne profity, które może przynieść działanie takiej fabryki. W latach 30-tych XX w. została ona wydzierżawiona Herszowi Jojna Zylberowi[6], który zarządzał nią do 1939 r. Cegielnia ulokowana była na terenie dzielnicy Dziesiąta, zgodnie z prawem budowlanym, które zalecało umieszczanie takich zakładów poza granicami miasta.


 Cegła z sygnaturą „M.m.L" została wytworzona w cegielni należącej do magistratu miasta Lublina, położonej przy ul. Kunickiego w Lublinie. W latach 30. XX w. jej dzierżawcą był Hersz Jojna Zylber. Cegła została znaleziona w 2016 r. w wyburzanym domu przy ul. Wyścigowej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
W 1928 r., oprócz cegielni miejskiej, w Lublinie działało jeszcze 10 innych cegielni. Były to:            
 
1. Lemszczyzna, Jan i Witold Kleniewscy, ul. Obywatelska 9.[7]
 
Cegła z sygnaturą „LEMSZCZYZNA” została wytworzona w cegielni przy ul. Obywatelskiej 9 w Lublinie, której właścicielami w latach 1908-1939 byli Jan i Witold Kleniewscy. Cegła powszechnie występuje w różnych częściach miasta, m. in. przy ul. Biernackiego, gdzie została znaleziona w 2016 r. Włas. i fot. Dariusz Prażmo

 

2. Cegielnia Sierakowszczyzna, Izrael Jakub Brodt, ul. Unicka 14.

 

3.Cegielnia Kalinowszczyzna, Bronisław Zakościelny i Andrzej Stryjecki, ul. Kalinowszczyzna 8 /Unicka 9.[8]


Cegła z sygnaturą „KALINOWSZCZYZNA” wytworzona została w cegielni Bronisława Zakościelnego i Andrzeja Stryjeckiego, położonej przy ul. Kalinowszczyzna 8 w Lublinie (adres powojenny). Cegła z tą sygnaturą mogła być wytwarzana w latach 1911-1934. Została znaleziona w 2017 r. w ruinach domu przy ul. Wspólnej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 

O rodzinie Zakościelnych opowiada Danuta Sontag:

Mój wuj [Henryk Zakościelny], czyli matki brat, był prawnikiem i przed wojną już aplikował u mecenasa Borera. Pani Borerowa, jego żona, uczyła śpiewu w szkole muzycznej. Telefon już chyba na 2 lata przed wojną [mieli] założony, to już szczęście było, bo Henio się wtedy wyprowadził na [ulicę] Grottgera i do niego można było dzwonić. [Wujek] dopóki się nie usamodzielnił, mieszkał [z dziadkami]. A jak skończył studia i już tę aplikację zaczął, to się zaczęła wojna. Ciotki [siostry mamy] doskonale pamiętam, bo ja je uważałam już wtedy za stare, a one były jedna o 10 lat, druga o 15 [lat starsze ode mnie]. Właściwie ciotki miały na moje dzieciństwo duży wpływ, bo mama zajęta była [pracą] przy cegielni. Wstawała o 4 rano, bo już chłopi po cegłę przyjeżdżali o 4 rano, więc musiała w kantorze urzędować i wypisywała kwity. Ciotka Marynia to była studentka KUL-u, romanistykę skończyła i potem pracowała. Długo za wolności nie mogła dostać pracy nauczycielki, bo KUL trochę przeszkadzał. Dopiero, jak się tak troszeczkę zrobiło od Gomułki luźniej, to u Zamoyskiego [w Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Zamoyskiego w Lublinie] dostała pracę, uczyła [języka] francuskiego i angielskiego. Druga ciotka, Irena, zajmowała się domem, ogrodem. Ciotka Irena była oszczędna i jej się dobrze powodziło całe życie. A była do Żydówki podobna bardzo. Nawet ją Niemiec zaczepił kiedyś i zapytał dlaczego lenty nie nosi. Lenta to był ten znak z gwiazdą. Żydzi obowiązkowo musieli [go] nosić. Wylegitymowała się i mówi, że jest Polką, i że tą dzielnicą żydowską idzie dlatego, że tam mieszka, musi [tędy] przejść. Trzecia siostra mamy do zakonu wstąpiła, chyba świętego à Paulo [Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo] one się nazywały. Mówiło się na nie szarytki. Takie ogromne kornety nosiły. Wszystkie dokumenty sióstr, które umarły, które były, które wyszły, cała dokumentacja jest w Warszawie przy ulicy Tamki. Mój syn tam był, rozmawiał i wszystko mu [przekazali] o tej właśnie siostrze szarytce, która zginęła od pierwszej bomby w Wieluniu na początku wojny. Wieluń był bombardowany jeszcze wcześniej jak Hel. [9]


4. Cegielnia Lublinianka, Lejba Szyff, ul. Unicka 4.[10]


 Cegła z sygnaturą „LUB-KA”. Cegłę prawdopodobnie wytworzono w cegielni „Lublinianka” prowadzonej w 1930 r. przez Borucha Nissenbauma przy ul. Unickiej 4 w Lublinie. Cegła została znaleziona w 2017 r. przy ul. Lubartowskiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 

5. Cegielnia Czechówka Górna, Chaim Hersz Kochman, Azryel Mitelman i Spółka, ul. Drobna 17.

Cegielnię w okresie powojennym wspomina Maria Salasa;

Ulica Drobna mieściła się tutaj, gdzie teraz jest ulica Paganiniego, wzdłuż. Od Północnej wchodziło się na ulicę Drobną, w ogóle to ulica brukowana była, jeszcze kawałeczek tego bruku jest. Jak od ulicy Północnej szło się Drobną, to cegielnia była po prawej stronie. Rozpoczynała się właściwie od Północnej, bo na tej górce przy ulicy Północnej to były budynki mieszkalne, tam mieszkali pracownicy cegielni. Później był piec. Po lewej stronie były place, na których kobiety robiły cegłę. Za piecem był jakiś odstęp i był kierat, w którym przerabiało się glinę. Glina była dowożona, tak jak się szło ulicą Drobną, to cały czas w górę. Były wykopy, pamiętam, jak najpierw mężczyźni kopali normalnie łopatami. Były poukładane tory żelazne i po tych torach jeździły wózki, takie wywrotki. Mężczyźni do wózków tą glinę ładowali, dowozili do tej maszyny, która tam przerabiała tą glinę. Jaki to był teren, gdzie ta glina była kopana, to trudno mi powiedzieć, ale idąc ulicą Drobną, wzdłuż, w stronę Choin, to po prawej stronie ciągnęło się przez całą Drobną właściwie. Kończyły się wykopy tak jak teraz jest wiadukt nad wąwozem przy alei Kompozytorów. Duży to był teren. Później żeśmy bawili się właśnie na tych terenach wykopanej gliny. Jak kopali panowie tą glinę, to nam nie wolno było tam chodzić. Ale już później, jak kończyli pracę o 15 czy 16, to już te wózki zabierali bliżej budynków, tego kieratu. A tutaj to był teren taki, że chodziło się, ścieżki były wydeptane i przechodziliśmy na drugą stronę, bo tam było takie malutkie osiedle przy ulicy Północnej. Ścieżka była wydeptana i tędy się chodziło do ulicy Północnej, teraz tak na wysokości komendy policji.[11]

 

6. Cegielnia Czechówka Dolna, Ita Cukierman, ul. Północna 111.


Cegła z sygnaturą „IC” prawdopodobnie została wytworzona w cegielni Ity Cukierman położonej w ówczesnej wsi Czechówka ok. 1910 r. Cegła została znaleziona w 2018 r. na posesji przy ul. Ewangelickiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 

Po wojnie, jako dziecko, cegielnię odwiedził Marek Rzepiński:

Zapamiętałem cegielnię położoną najbliżej mojego miejsca zamieszkania. Z Alei Racławickich żeśmy chodzili na dół, na stawy i po drugiej stronie, przy Kosmowskiej była cegielnia. Któregoś razu, jako chłopaki, tośmy tam poszli popatrzeć co i jak, taki pan mówi: „Co, chcieliście zobaczyć, jak to wygląda, no to chodźcie”. I zaprowadził nas do samego środka cegielni, na górę. Był wypał cegły i pokazał nam, jak to się robi, że się ta cegła tam wypala. Chodziliśmy po górze tego pieca, w którym się cegła wypala, takie krążki były, odsuwał ten pan krążki i wsypywał miał węglowy i co raz podchodził, i podchodził, i podchodził. I mówi: „Tutaj jest w tej chwili w ten sposób cegła wypalana, że tu wypalamy, a z drugiej strony się już cegłę wypaloną wyładowuje i tak sukcesywnie przez cały czas”. Później też oprowadzał po placu, pokazywał nam kierat, taki jak gdyby mikser, gdzie wrzucali świeżą glinę, z wodą mielili, później odkładali i z tego cegłę wykładali. Konie ciągnęły ten kierat. Mówił jeszcze ten pan, że najlepsza cegła, to jest na wiosnę robiona, bo jak oni tę glinę mieszali, to później już nie wypalali w zimie, bo to duże koszty, tyle co zrobili, to musieli wypalić. A resztę, to już na następny rok szykowali. I ta glina po przemarznięciu to jest najlepsza cegła, bo tam marglu nie ma, ani tych innych zanieczyszczeń, tak nam tłumaczył.[12]

 

7. Cegielnia Rury, Bronisław Michalewski, Rury Jezuickie 36.[13]


Cegła z sygnaturą „MICHALEW” została wytworzona w majątku Michalewszczyzna na Rurach Jezuickich, przy ul. Glinianej 13 w Lublinie (adres powojenny). W latach 1918-1935 zarządzał nią dziedzic Bronisław Michalewski. Cegła została znaleziona w 2017 r. w ruinach domu przy ul. Wapiennej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
Cegła z sygnaturą „MICHALEW” (wzór z lat 30. XX w.) została znaleziona w 2018 r. w ruinach domu w lubelskiej dzielnicy Zemborzyce. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
8. Cegielnia Helenów, Hersz Jojna Zylber, Szosa Kraśnicka.[14]

 Cegła z sygnaturą „HELENÓW” została wytworzona w cegielni „HELENÓW” zlokalizowanej na klinie między aleją Kraśnicką i ulicą Nałęczowską w Lublinie. W 1913 r. dzierżawcą lub właścicielem cegielni był lubelski przemysłowiec Sender Zylber wraz z Heidlem, a później Hersz Jojne Zylber, syn Sendera. Cegłę z tą sygnaturą wytwarzano do 1939 r. Cegła została znaleziona w 2016 r. w zburzonym domu przy ul. Fabrycznej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
 
9. Cegielnia Jerzysław (Rekord), Bractwo Św. Trójcy, dzierż. Jerzy i Stanisław Śliwińscy.
 
 Cegła z sygnaturą „R” prawdopodobnie została wytworzona w cegielni Rekord, położonej przy skrzyżowaniu ulic Nałęczowskiej i Morwowej w Lublinie. Cegła została znaleziona w 2017 r. w remontowanej kamienicy przy ul. Rybnej w Lublinie, stanowiła ścianę działową, która uległa likwidacji. Włas.  i fot. Dariusz Prażmo
 
 

O cegielni Rekord w okresie powojennym opowiada Teresa Adamczuk:

Cegielnia była tak zaprojektowana, że na środku był piec, który wypalał cegłę. Po bokach tego pieca, tak troszeczkę dalej, były szopy, w których była ustawiana wysuszona cegła, a za szopami znajdowały się place, gdzie formiarki – tak nazywały się panie wyrabiające cegłę – tę cegłę układały. Te place w odpowiedni sposób przygotowywano, były bardzo równe i posypywane piachem, grabione. Były specjalne formy do cegły i w nie glina była nabijana. Był taki przyrząd, nie wiem jak się on nazywał, w kształcie kabłąka, takim drutem przeciągnięty i nim się glinę wyrównywało. Forma była posypywana piachem – tak jak ciasto posypuje się bułką tartą, żeby nie przywierało – forma była też posypywana piachem, wtedy tę glinę się tak ściśle w nią ubijało i później się ją wykładało na ten plac. Dwie sztuki cegły w formie były. Tak panie układały, żeby jak cegła przeschnie, można było ją podnosić, żeby się noga zmieściła pomiędzy. To podnoszenie fachowo się nazywało „kantowanie”. Na takim placu, nie pamiętam dokładnie ile, ale około dwóch tysięcy sztuk cegły leżało. Jak rodzina pomagała, to więcej te panie robiły. One bardzo rano wstawały, godzina trzecia w nocy już zaczynały pracować. Jak miały pomoc, to wcześniej kończyły, może siódma, ósma. Ta cegła wysychała, jak pogoda była, tak do dwunastej, o dwunastej się kantowało cegłę i ona dalej schła do godziny czwartej, piątej po południu. Tę cegłę wyschniętą z placu układało się na wózki i woziło do szopy. Te wózki były do tego przystosowane, nie mogę sobie przypomnieć, jak one wyglądały. Natomiast pamiętam później wózek zmodernizowany, na dwóch kołach gumowych był. Szopy były blisko, żeby był dobry dojazd z placu. I w szopie cegłę ustawiało się na krzyż. Pierwsza warstwa tak pod rząd, a później na krzyż się ustawiało. Cegła dalej dosychała w szopie, a następnie, jak była odpowiednia twardość i wilgotność, to mężczyźni zwozili ją do pieca. Piec był w kształcie elipsy, oni „krowa” na niego mówili. Tam jak sucha cegła była ułożona, to była zamurowywana i wypalana. Na górze pieca były takie fajerki. Samej techniki wypalania, to już nie pamiętam, wiem, że węgiel się sypało, lecz jak to się podpalało, tego już nie wiem. Tylko na sezon się tę cegłę robiło. Natomiast na stałe byli zatrudnieni tylko ci, co wozili cegłę do pieca.[15]

 

10. Cegielnia Choinki, przy drodze do Dysa.

 
Cegła z sygnaturą „SS" prawdopodobnie oznacza Szajmana i Szrajbmana, którzy figurują w księdze adresowej (w latach 1910-1913) jako prowadzący cegielnię w ówczesnej wsi Choinki na na obrzeżach Lublina. Cegła została znaleziona w 2017 r. w remontowanej kamienicy przy ul. Zamojskiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
Dodatkowo w Konopnicy i Zemborzycach znajdowało się kolejnych kilka cegielni - m. in. Józefa Stadnickiego w Konopnicy, Piotra Mordela oraz należąca do państwa, nieczynna cegielnia polowa w Zemborzycach. Większość z nich dysponowała piecami hoffmanowskimi.
 

II wojna światowa

Po wybuchu wojny wprowadzono obostrzenia polegające na możliwości sprzedawania cegły tylko inwestorom niemieckim, np. na budowę lotniska w Świdniku. Sprzedawanie cegły innym odbiorcom było surowo karane. Już w 1940 r. odebrano cegielnie właścicielom żydowskiego pochodzenia i Polakom niechętnym do ścisłego podporządkowania nowym zasadom. Następnie wydzierżawiono je nowym najemcom, którzy mogli je prowadzić tylko pod ścisłą kuratelą niemiecką. Źródła drukowane z 1940 r. podają, że na terenie miasta działały następujące cegielnie:       
 
1. Cegielnia Józefa Baranowskiego, ul. Unicka 4.[16]
 
 
 Cegła z sygnaturą „SZ.” mogła być wytworzona w cegielni Abrama Szylowicza działającej na Kalinowszczyźnie w latach 1903-1910 lub w cegielni położonej przy Unickiej 4 w Lublinie, którą w latach 1887-1913 prowadził Nuchim Szyff. Cegła została znaleziona w 2018 r. po wyburzeniu budynku przy ul. Zamojskiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 

2. Czechówka Górna Nr 5, dzierżawiona przez Wacława Lewickiego, ul. Drobna 17.

Cegielnię z okresu lat powojennych wspomina Maria Wręga:

Tato miał kolegę, który na Drobnej prowadził cegielnię, pan Józef Baranowski, znali się od młodych lat. On ściągnął ojca, bo było mieszkanie i sprowadziliśmy się na ulicę Drobną, do tej cegielni. Część dzieci poszło do szkół średnich, zawodowych, a ja poszłam do szkoły nr 18, do czwartej klasy, i byłam tam aż do klasy siódmej. Warunki były opłakane. Mieszkanie nie było ani skanalizowane, ani wyposażenie w jakieś sanitaria, jednym słowem było ciężko, ale to były czasy powojenne i tak się mieszkało. To i tak był cud, że się dostało to mieszkanie. I w to środowisko zaczęliśmy wchodzić. Rodzice przystąpili do pracy, bo zawodu jako takiego, ani mama, ani tato nie mieli. Byli uczciwymi ludźmi i bardzo dobrymi rodzicami, ale niestety musieli jakoś zarabiać na chleb. Tato pracował przy tak zwanym kopaniu gliny suchej. Tam były wózki, szyny i tam kopało się glinę, i zbierało w taki jak gdyby wąwóz, na noc się zalewało to wodą, żeby ona się przerobiła. Dopiero potem przewoziło się glinę wózkami do troszkę zmechanizowanego miejsca. Tam było mieszadło, ale już oczywiście podłączone do elektryczności. Mieszało się tę glinę, żeby wychodziła przez takie gardziele i na wózki, które dochodziły po torach na place do tak zwanych formiarek. Formiarki miały formy dwuczęściowe, robiły tak zwane kluchy z gliny, posypywały formę piaskiem i wbijały w nie te kluchy. Kobiety formowały, ścinały nadmiar strychulcem i układały cegły na placu. Były takie długie pasy tych gotowych, z formy układanych, cegieł. Ta praca zaczynała się ciut świt, raniusieńko, aby tylko zajaśniało, one już schodziły się na place, żeby jak najwięcej zrobić przed południem. Kończyły formowanie i miały przerwę na śniadanie. Cegły musiały wysuszyć się na słońcu. Jak była pogoda, to cieszyło się towarzystwo całe, bo był zarobek, a jak był deszcz - to niestety. Jak już cegła wyschła z wierzchu, to my, dzieci, przeważnie mieliśmy zajęcie – kantowało się cegłę, czyli się ją podnosiło, żeby stała na boku i od spodu wyschła. Mama przychodziła, robiła obiad, jak które dziecko miało czas, to pomagało mamie i obiad był. Po obiedzie układało się cegły na tak zwane kary, wózki takie. Nie były obudowane boki, tylko takie plecy i podest. Po balach metalowych woziło się cegły pod zadaszenie. To był magazyn taki złożony tylko z dachu i podparty belkami. Tam się ustawiało w tak zwane płoty. To trzeba było mieć oko i to już starsze osoby kierowały, a myśmy tylko pomagali. Potem, jak cegła wyschła, cała ekipa taka była, która zwoziła ją do pieca. Mieli też kary. W piecu także się ją układało specjalnie, ale to ja już nie wiem, bo to byli fachowcy, długoletni pracownicy, którzy układali cegłę. Specjalne kanały takie były. Piec składał się z dwóch części. Jedna, gdzie się układało cegłę, a druga – był taki sufit i tam były tak zwane fajki do sypania węgla, takiego miału. Ja nie byłam nigdy przy tym, jak oni zapalali ogień. Ten ogień szedł przez 24 godziny etapami dookoła tego pieca. I wypalało się cegłę. Była znowu ekipa panów, którzy wywozili cegłę już elegancką, wypaloną, czerwoną. To znowu się ustawiało albo po prostu jakieś przedsiębiorstwo zabierało tę cegłę.

Na cegielni warunki było okropne. Błoto na wiosnę było straszne! Dochodziliśmy do ulicy Północnej, żeby pójść do szkoły na aleję Długosza. Całe szczęście, że produkowali buty gumowe, to w tych gumowcach przez cały ten okres chodziliśmy, bo nie dało się w butach innych. Wybitnie od święta do kościoła, to się w skórzanych butach chodziło. Rozrywki żadnej tam nie było. Ludzie prości, to jak dorwali trochę pieniędzy, to wiadomo, jak to po wypłacie. Ale moi rodzice to nie, bo nas było kilkoro i rodzice chcieli, żebyśmy pokończyli szkoły. […] Rodzeństwo też się rozpierzchło, podostawaliśmy mieszkania, bo cegielnię zlikwidowali i dawali nam mieszkania. Siostra pracowała w banku, to ona dostała od siebie. Tatuś umarł jeszcze na cegielni, ale nie pracował do końca, tylko kolega zabrał go do wodociągów. Ale mieszkaliśmy do końca, do wywłaszczenia cegielni, na ulicy Drobnej[17].

 

3. Kalinowszczyzna, Cegielnia Spadkobierców Bronisława Zakościelnego i Andrzeja Stryjeckiego, ul. Kalinowszczyzna 8.[18]

Cegielnię wspomina Danuta Sontag:

Tuż za tym pierwszym domem Vettera, w kierunku północnym, było podwórko i była skarpa gliny i to już należało do nas. Nie wiem, ile tam hektarów było. Nie pamiętam. [Cegielnia] to był aparat rodzinny, dziadek kupił teren z myślą o tym, żeby tam wybudować cegielnię, bo teren był bardzo odpowiedni, [była tam] taka tłusta glina i duży teren tej gliny był. Akt kupna-sprzedaży pisany był jeszcze w języku rosyjskim. Każdy początek jest trudny, ale potem, tak przed samą wojną, to już [cegielnia] zaczęła się rozwijać. Właściwie w tym miejscu na Kalinowszczyźnie to były dwie cegielnie. Wjazd miały w dół, tak po małej stromiźnie wjeżdżało się do nas. Szlaban był, żeby nikt tam cegły nie kradł w nocy, ale jak kto chciał, to i szlaban nie pomógł. Szlaban był tylko z jednej strony, gdzie się wjeżdżało do jednej i do drugiej cegielni. W górę jechało się do drugiej cegielni, pana Brodta. To był Żyd. Ale jakoś w zgodzie żyli. Pozostała część sąsiadowała z ogrodem też bardzo sympatycznego Żyda, pana Icka. To była granica od wschodu. Od południa, to była duża skarpa, a nisko ulica, tam gdzie kościół Salezjanów. I góra gliny od zachodu, właśnie ten wąwóz taki gliniasty, wysoki. Na parę metrów było tej gliny, ale to był dobry materiał do wyrabiania cegły. Ten wąwóz nazywał się ulicą Franciszkańską. Teraz tej ulicy nie ma, bo tam jest wszystko wybrukowane i ta trasa, która jedzie teraz na [ulicę] Unicką tam, gdzie hotel jest [Hotels Lublin, ul. Podzamcze 7], to jest wszystko. Śladu nie ma po cegielni. Tam jeszcze domek policjanta stał, to też mu zabrali, bo trzeba było budować te domy duże, więc nie ma. Pewnie jakieś odszkodowanie dostał. [Nasza cegielnia miała wtedy adres] Kalinowszczyzna 8. Telefon mieliśmy już przed samą wojną, [numer był] czterocyfrowy: 15-31. [To] wielkie seminarium wybudowane przed wojną, to które jest na Czwartku, które zresztą zabrali Niemcy, ten przeogromny gmach, to z naszej cegły było budowane. Kupili dużo cegły. Także ruch w 1938 roku już się poprawił, już wszystko się rozwijało, jakoś normowało. A potem przyszła wojna i diabli wszystko wzięli[19].

 

4. Cegielnia Dziesiąta (Rola) dzierżawiona w okresie wojny przez Stanisława Krzęciewskiego oraz Stanisława Kwiecińskiego, ul. Bychawska 107.[20]

 
Cegła z sygnaturą „ROLA" została wytworzona w cegielni położonej przy ul. Kunickiego w Lublinie, dzierżawionej w latach 1940-1944 przez Stanisława Krzęciewskiego (herbu Rola) i Stanisława Kwiecińskiego. Cegła została znaleziona w 2016 r. w ruinach dawnej łaźni Łabędzkich przy ulicy Farbiarskiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 

O historii cegielni Rola opowiada Tadeusz Krzęciewski:

Urodziłem się w centrum miasta, na ulicy Staszica 9, vis-a-vis kościoła. Przed wojną ta ulica nazywała się Szpitalna. Po wojnie mój ojciec z racji tego, że był oficerem Wojska Polskiego, otrzymał tam mieszkanie na trzecim piętrze. Na pierwszym piętrze, jeszcze przed wojną, mieszkała moja ciocia, Zofia Korulska, która też była współdzierżawcą cegielni Rola, włącznie z rodzonym bratem, Stanisławem Krzęciewskim i moim ojcem. Ta trójka, od 1946 albo 1947 roku dzierżawiła ruiny cegielni przy ulicy Bychawskiej. Cegielnia była zlokalizowana u zbiegu ulic Kunickiego, Mickiewicza, Zemborzyckiej i Słowackiego, przed wojną Bychawska 107. W tej chwili jest tam usytuowany stadion Sygnału. Tam jest takie wgłębienie, bo tam była kopalnia gliny. Moja ciocia, Zofia Korulska, była właścicielem, jeszcze przed wojną, cegielni na Rurach. To była nieduża cegielnia. Patrząc według dzisiejszego zagospodarowania terenu, na ulicy Głębokiej, po lewej stronie jest stacja benzynowa, po prawej - tak zwany Dom Studenta Zaocznego. Tam pół kilometra dalej, na wzgórzu była właśnie cegielnia. Dlatego też moja ciocia jako główny motor zainteresowała się po wojnie cegielnią na ulicy Bychawskiej 107. Cegielnia ta była bardzo zdewastowana przez Niemców. Do produkcji cegły za czasów okupacji wykorzystywali więźniów z Majdanka. Po wojnie moja rodzina zainwestowała ogromne pieniądze w odbudowę tej cegielni. Zasoby gliny, która służyła do wyrobu cegły, były dosyć ograniczone. Tylko w tym kwadracie: Słowackiego, Mickiewicza i Zemborzyckiej można było glinę wydobywać. Ziemia pod cegielnią i w pobliżu była własnością Skarbu Państwa. Wcześniej oczywiście, parędziesiąt czy paręset lat temu, to była ziemia prywatna, ale później miasto to przejęło, to było związane nawet z parcelacją majątku Dziesiąta. Tam powstawały działki budowlane. Oni całkowicie odbudowali tę cegielnię. To znaczy, trzeba było wyremontować komin, który został częściowo uszkodzony. Nie było dachu nad piecem w tej cegielni. Wszystkie szopy były zrujnowane. Gdyby stanąć w tej chwili przy stacji benzynowej na ulicy Kunickiego i patrzeć na stadion Sygnału, to z przodu był taki budynek przylepiony do pieca, gdzie mieszkał palacz. Wchodziło się po schodach i on mieszkał na pierwszym piętrze. Nawet pamiętam, że budynek był na biało otynkowany czy może wapnem pomalowany, bo to takie były czasy. Obok był komin olbrzymi, wysoki, i dalej piec. Piec to jest taka budowla wysokości może ośmiu, może dziesięciu metrów. Taki owalny budynek, patrząc z góry. Dach był pokryty papą. Piec był podzielony na komory, do każdej komory wchodziło się oddzielnie. Nie było tam drzwi żadnych, tylko takie jakby łukowe zakończenie wejścia. Jeżeli chodzi o produkcję cegły, to trzeba było najpierw wykopać glinę. To się wszystko ręcznie robiło. Pamiętam jak dzisiaj te szpadle, które się na srebrno świeciły, tak były wytarte od wykopywanej ziemi. To było podstawowe narzędzie. Każdy kopacz po ukończonej pracy nawet nie mył, tylko czyścił na sucho swoją łopatę. Po wykopaniu gliny to się ją albo taczkami woziło, albo też były tory, gdzieś 60-70 centymetrów szerokości, po których jeździły wózki, w postaci tak zwanej koleby, patrząc na nie z boku, miały trójkątny kształt. Jak się naładowało gliną, była taka rączka, odblokowywało się i wysypywała się glina. Glinę trzeba było przewieźć do murowanego dołu, podzielonego na cztery części. W tym dole było mieszadło. Pośrodku była oś, dyszel i w kółko chodził koń. Jak tę glinę się wsypało, trzeba było ją zalać wodą. Był olbrzymi problem z wodą, w początkowym okresie nie było do niej dostępu. Później ojciec razem z bratem i z siostrą zainwestowali i wykopano studnię głębinową. Ale wcześniej wodę wyłącznie dowożono beczkami z pobliskiej rzeki. A to jest jakiś kilometr do tej rzeki. Glinę się zalewało wodą i to tak stało dzień, dwa. Potem uruchamiano mieszadło, koń chodził w kółko, mieszał tą glinę. Koń miał klapki na oczach, które zakładano, żeby spokojnie się zachowywał. Jak on pomieszał tę glinę, to wchodził pracownik w gumowcach i łopatą ładował ją na taczki. Następny pracownik z tą taczką jechał na tak zwany plac. W cegielni było parę tych placów, pomiędzy szopami. Szopy służyły do suszenia gliny. To też były konstrukcje drewniane, otwarte, pokryte papą. Place do produkcji musiały być idealnie czyste, płaskie, bez żadnych dołków. Tak jak na stole musiało być. Taki plac mógł mieć 15 metrów szerokości, 20 długości. W sumie ich długość pokrywała się z długością szop. Wracając do tej mokrej gliny, przywoziło się ją na tak zwany stół. Na tym stole glina była w postaci jakby miękkiej plasteliny. Tam już czekały panie, które się nazywały formiarki. Te formiarki miały taki przyrząd. Żeby to sobie wyobrazić, to tak jakby dwie szufladki z pudełek od zapałek bokami przylepić i do tego były rączki. I jeszcze formiarki miały kupkę piachu. To wszystko odbywało się błyskawicznie. Zasypały te formy piachem takim małpim ruchem, po to, żeby się glina nie przylepiła. Potem robiły takie kule z tej gliny i musiały z całej siły walnąć, w jedno pudełeczko, w drugie. Później miały taki jakby nóż i przesuwały to błyskawicznie, raz, drugi i obcinały nadmiar gliny. Potem z tym – to już parę kilogramów ważyło – biegły na plac. Przewracały formę odwrotnie i cegły w postaci masy jak miękka plastelina kładły się na tym idealnie płaskim placu. Najgorzej było na początku zawsze, bo najdalej musiały polecieć. I znowu biegły, znowu ta sama czynność, pyk, pyk, bzyk, obcinały i znowu leciały, i znowu. Tak przez cały dzień myślę, że paręset sztuk tej cegły potrafiła jedna formiarka wyprodukować. Taka cegła leżała sobie na płask. Każdy się modlił, żeby nie było jakiejś burzy, bo sezon dla cegielni, to tak maj, czerwiec, lipiec, sierpień i koniec. Po paru dniach, jak już ta cegła surowa - to było określenie fachowe - była dostatecznie sucha, trzeba było ją skantować. Co to znaczy skantować? To znaczy, że jak leżała na płask, to trzeba było ją postawić w pion. Oczywiście wszystko ręcznie, każdą cegłę. I taka skantowana cegła też jeszcze leżała jakiś czas, dopóki nie była odpowiednio twarda. A to sprawdzało się stukając w cegłę i jakiś odpowiedni dźwięk musiał się wydobywać. Następnie trzeba było ją przenieść do tych szop, tak zwanych suszarni. Suszarnie były tylko na słupach drewnianych, ze wszystkich stron odkryte, tylko dach był. Tam taczkami zwożono cegłę i układano w odpowiedni sposób i to dosyć długo się suszyło. Cegła była już praktycznie twarda jak kamień. To fachowcy, ceramicy wiedzieli, kiedy się nadaje do wypału. Piec był podzielony na komory w kółko. Tu, gdzie się kończyły komory, był strop i w stropie były otwory o średnicy 15-20 centymetrów. Nad każdą komorą było po kilkanaście takich otworów z przykrywkami metalowymi po to, żeby tam sypać miał węglowy. Bo cegły wypalało się, korzystając z miału węglowego. Ten miał był przywożony pod piec, pamiętam takie olbrzymie hałdy. Tu była najtrudniejsza praca dla robotnika, bo nie tylko, że musiał załadować taczkę, to jeszcze wjechać nią po takiej rampie na wysokość 5-6 metrów. Pamiętam, że pomagało mu jeden albo dwóch dodatkowych pracowników, którzy mieli takie rączki i liny, i wciągali po tej rampie na górę. Tam ten miał był gromadzony na górze. Trzeba było poustawiać w komorach suchą cegłę. Oczywiście to było odpowiednio ustawiane, nie tak, że jedna cegła na drugiej. To była odpowiednia technika, dlatego że trzeba było stworzyć kanały dla przepływu powietrza. Tak jak piece kaflowe też w środku mają odpowiednie kanały dla przepływu dymu i dopływu powietrza. Podpalano to od dołu. Wejście do komory też zastawiano tą cegłą suchą, niewypaloną. Jeszcze trzeba było to zasmarować gliną. Także to tak jakby zatynkowano z przodu. Już jak podpalono, to później od góry sypano ten miał. Jak palacz otwierał przykrywkę, to widać było, że cegły wszystkie były też czerwone. I cegły, i miał, to wszystko tak się aż żarzyło. Nie wiem ile dni trzeba było wypalać, ale na pewno nie jeden. W międzyczasie uzupełniano następne komory suchą cegłą. Potem, w odpowiedni sposób ogień jakby przemieszczał się na następne komory i znowu palacz zasypywał. Nie tylko to wejście zasmarowywano, budowano jeszcze jakby ścianę ogniową, która oddzielała następną komorę czy tam następne trzy, cztery komory. Bo przeważnie parę komór uruchamiano. Jak już się wszystko wystudziło, to z powrotem rozbierano ściankę w wejściu i znowu taczkami wywożono cegłę na zewnątrz i układano. Tu też była specjalna technika. Nie pamiętam, myślę, że po sto cegieł ustawiano na takich stertach. To był taki prostopadłościan pionowy i jeszcze na górze był sześcian z cegieł układany. Tak jakby kominek na tym. Tak stały cegły już do sprzedaży. Zawsze klasyfikowano cegłę w zależności od koloru, bo kolor świadczył o jakości. Cegła koloru buraczkowoczerwonego była, jeżeli dobrze pamiętam, pierwsza gatunkowo. Natomiast często się zdarzało, że w cegłach były jakieś zanieczyszczenia, na przykład od tego miału węglowego. Miał był różnej jakości i miały prawo przylepić się później jakieś kamyczki. To był drugi gatunek. Były także połówki, bo później się sprzedawało i połówki. Przy wyjmowaniu z pieca nieraz się ta cegła złamała. Te połówki były stosunkowo tanie. Wracając do historii cegielni, to później, między 1947 a 1950 rokiem wybudowali studnię głębinową. Wszystko to legło w ruinach w 1950 roku, jak upaństwowiono tę cegielnię. Czyli cały majątek stracili, cegłę, maszyny. Każdy do tej spółki, czyli ciocia, wujek i ojciec, wnosił majątek jakiś, wkład. Ojciec miał tory kolejowe, całą kolejkę koleb, traktor angielski, przyczepę. I wiele innych rzeczy, które są w spisie, protokołach z 1950 roku.[21]

 

O funkcjonowaniu cegielni opowiada również Ryszard Sierosławski:

Jestem mieszkańcem dzielnicy Dziesiąta, urodziłem się tam i byłem świadkiem funkcjonowania istniejącej tam cegielni. Cegielnia była zawarta pomiędzy ulicami Kunickiego, Mickiewicza, Słowackiego i Zemborzycką. To była powierzchnia sporo powyżej hektara. Teren nie był ogrodzony. Znajdował się tam budynek wielofunkcyjny, piętrowy, czy nawet wyższy, gdzie były prawdopodobnie mieszkania pracowników, ale niewiele; następnie biura i inne pomieszczenia. Poza tym był tam olbrzymi piec i tunel, gdzie ta cegła była wypalana. Teren zajęty był jeszcze przez stanowiska wyrobu cegły, która była wytwarzana ręcznie, następnie suszona pod wiatami i po osiągnięciu odpowiedniej wilgotności wypalana w piecu. To była olbrzymia produkcja, naprawdę bardzo dużo było tego przerobu. Materiał do wyrobu cegły był pozyskiwany w bardzo oryginalny sposób, mianowicie, odbywała się niwelacja ulic i działek dzielnicy Dziesiąta. Dzisiaj jeszcze dowodem na potwierdzenie moich słów będzie fakt, że niektóre działki zostały powyżej płaszczyzny ulicy i innych działek – to były już działki zabudowane, gdzie nie można było prowadzić pozyskiwania surowca do cegielni. Cegielnia miała system przenośnych szyn wąskotorowych i konie ciągały wózki z urobkiem. Cegielnia funkcjonowała do czasu, aż wyczerpane zostały zasoby ziemi, która mogła być przeznaczona do przerobu. To było związane zarówno z ilością dostępnej ziemi, jak również ze stopniem zabudowy działek, które były wyłączone wtedy z niwelacji. Nie byłem świadkiem burzenia cegielni, a zwłaszcza komina, który był bardzo okazały. To były chyba lata 70. albo 80. W tej chwili jest tam boisko sportowe. Jeszcze jedna ciekawostka - przy ulicy Zemborzyckiej, teren cegielni był bardzo charakterystyczny, mianowicie były tak zwane gliniaki, czyli wykopy dosyć głębokie, na wiosnę wypełnione wodą. I po raz pierwszy w życiu matka zbiła mi tyłek, bo puszczałem okręty na tych gliniankach i przedłużyłem to trochę ponad miarę[22].

 

Funkcjonowanie i upadek cegielni pamięta także Halina Danczowska:

Cegielnię w dzielnicy Dziesiąta pamiętam od lat dziecięcych, dlatego że znajdowała się naprzeciwko naszego domu, który przed wojną pobudowali moi dziadkowie. Jest to cały róg obecnej ulicy Zemborzyckiej i Kunickiego, dawnej Bychawskiej. Jest to spory teren. Obecnie w tym miejscu znajduje się stadion, a na miejscu zabudowań cegielni, bo tam był piętrowy taki budynek, znajduje się Stokrotka. Parkan cegielni dobiegał do ulicy Bychawskiej, a wchodziło się od ulicy późniejszej Zemborzyckiej. Nie miała nazwy ta ulica, bo to był trakt. Pamiętam bardzo wysoki komin, to był chyba drugi pod względem wysokości komin z cegielni lubelskich. Pamiętam zabudowania, w których mieszkali pracownicy cegielni. Pamiętam osoby, szczególnie panią mającą dwie córki, która pracowała w cegielni, widzę ją przy czynnościach formowania cegły. Jako dziecko chodziłam i patrzyłam, jak nakładana jest cegła do foremek, ściskana i przygotowywana do wsunięcia do pieca. Pamiętam także takie zadaszenia, tam gdzie cegła się suszyła, później była wkładana do pieca. Do tego przeogromnego komina. Po latach, dzięki uprzejmości sąsiadki, otrzymałam fotografię, na której właśnie jest widoczna cegielnia i mój dom. Cegielnią nie interesowałam się specjalnie przez wiele, wiele lat. Po prostu była, funkcjonowała, później coraz mniej zaczęła cegły produkować. Z czasu, kiedy cegielnia znikała z pejzażu Dziesiątej, pamiętam właśnie demontaż wysokiego komina i likwidację cegielni. To był początek lat 70., może 1971 albo 1972 rok. Wówczas zaczęto budowę stadionu Sygnał, w miejscu po dawnych wyrobiskach gliny. Było ogłoszenie, że będzie komin usuwany i na sam moment, żeby pozamykać okna, że będzie się kurzyło. Komin opadł i tak historia cegielni na Dziesiątej dobiegła końca[23].

 

5. Lemszczyzna, Władysława Młodzianowskiego, ul. Obywatelska 9.

Cegielnię Lemszczyzna wspomina Elżbieta Kowalik-Sposób:

W okolicach szpitala na Jaczewskiego, ulica Chodźki, Hirszfelda, tam bloków kiedyś nie było. Te tereny zajmowały baraki cegielni, i to były baraki mieszkalne. Jeszcze do lat 70. stały tam kominy cegielni. Tam ludzie wyrabiali ręcznie cegłę. Mojej koleżanki mama tam pracowała. Bardzo ciężko, fizycznie pracowała w cegielni. Jak była na Sierocej szkoła podstawowa nr 25, trzeba było przejść na drugą stronę jezdni, i jak jest szpital Jaczewskiego, i bloki naprzeciwko, to tam właśnie znajdowała się cegielnia. Tam były piece do wypalania cegły, ludzie mieli takie formy. W tych formach formowało się cegły i do wypalania szły. Ale to wszystko była praca ręczna[24].

           

Wspomnienia Stanisława Ziemby:

A najbardziej to pamiętam cegielnię na Chodźki. Wjeżdżając w tej chwili na Chodźki, po lewej stronie był szpital, po prawej stronie wzdłuż ulicy, bodajże do końca, była cegielnia. Cała prawa strona. Tutaj przy szosie był barak, gdzie mieszkali chyba pracownicy, i za barakiem był wjazd, dwa piece były do wypalania. Tutaj rzekomo była najlepsza cegła, bo ojciec jak rozbudowywał dom i warsztat, to właśnie tam kupował. Zawsze mówił, że to jest najlepsza cegła, bo jest najlepsza glina w tamtym kierunku. Stamtąd żeśmy wozili cegłę końmi. Tam był taki kantorek, biuro, tam się wykupywało, to już ojciec załatwiał. Ja tylko pilnowałem, żeby pracownicy naładowali tę cegłę i zawieźli do naszego domu na Kalinowszczyznę[25].

 

O cegielni Lemszczyzna opowiada również Halina Nowakowska:

Cegielnia była tam, gdzie szpital Jaczewskiego, tak naprzeciwko. Tam moja mama pracowała w administracji. Pan Wierzbicki był kierownikiem, to był taty znajomy. Mama chciała sobie dorobić do emerytury, bo miała z banku trochę lat pracy i chciała dopracować do iluś tam lat. Ja już pracowałam też i nie miała mama żadnych obowiązków. W tej cegielni w administracji trzy osoby czy dwie tylko pracowały. Byli robotnicy, trzeba było ich zatrudnić, prowadzić obecność, bo raz byli, raz nie byli, angażować ludzi, żeby cegłę robili, obliczać to wszystko i pensję wyliczyć, ilość cegły, jaką który zrobił. Tam dużo kobiet sobie dorabiało. Nieraz byli tacy stali pracownicy, ci wypalacze cegły, ale bardzo dużo dochodziło, to trzeba było wszystkiego pilnować. I to mama robiła, tam chyba jeszcze jedna pani była. Widziałam robotników, jak tam robili na tym placu, w takich szopach, i ten piec widziałam, ale nie wiedziałam, jak oni to robili, skąd brali glinę, chyba im ktoś przywoził, nie wiem[26].

 

6. Cegielnia Stefanii Roczniak, ul. Unicka 14.
 
 Cegła z sygnaturą „LUBLIN” została wytworzona w cegielni na Sierakowszczyźnie przy ul. Unickiej 14 w Lublinie, zarządzanej przez Niemców w latach 1940-1944. Cegła została znaleziona w 2017 r. w burzonym domu przy ul. Wyścigowej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 
 
7. Cegielnia Rury, ul. Gliniana 13.
 
 Cegła z sygnaturą „RURY” została wytworzona w dawnej cegielni Michalew na Rurach Jezuickich, przy ul. Glinianej 13 w Lublinie (adres powojenny). W latach 1935-1938 jej dzierżawcą była Zofia Krogulska, a następnie – do 1944 r. – Stanisław Śliwiński i Włodzimierz Skwarcz. Cegła została znaleziona w 2016 r. w ruinach domu przy ul. Nadbystrzyckiej w Lublinie. Włas. i fot. Dariusz Prażmo
 
 

O cegielni opowiada Ryszard Prenagal:

Dojazd do cegielni był ulicą Glinianą, która do dzisiaj istnieje. Tylko że w tamtych czasach, jak tam pracowałem, to ulica szła do domu, gdzie kwity się za cegłę brało i się opłaty robiło, tu się ulica kończyła. A w kierunku południowym już szła ulica zwana Słoneczną. Teraz to Gliniana leci, bo już nie ma cegielni. Stał piętrowy dom, tak zwany firmowy, ten cegielnicki, i było przejście, i furą można było przejechać, ale okienko było jakby do kontroli. To od Narutowicza jakieś 300 metrów. Posiadłość cegielni była dość duża. Jak wjechało się, to tam były dwie zabudowy prywatne, mieszkalne. A później były place, gdzie formiarki kładły cegłę, były trzy place. Jedna formiarka miała przestrzeń tak, jak duży pokój, i później druga formiarka. Także jeden plac od jednego sznajdra to 10 metrów. Później przerwa, bo szopy musiały być. Bo przecież nie woził stąd cegły gdzieś tam kilometry, tylko szopa musiała być blisko. Niektórzy nosili cegłę, niektórzy wozili. To było już tam prawie, że do Głębokiej. W przeciwną stronę, to piec był jako ostatni i komin stał jeszcze. A tam dalej to były szopy. Oprócz tego, że cegielnia produkowała cegłę, to jeszcze robiono, nie wiem, jak fachowo to się nazywa, takie płyty. To była druga produkcja i ona szła na okrągło, bo to się nie wiązało ani z pogodą, ani z niczym, bo to były wiórki wymieszane z zaprawą cementową. Na cegielni były trzy sznajdry, trzy konie chodziły. To znaczy w jednym jeden koń obracał się, to trzy takie były maszyny, co produkowały błoto na cegłę. Jak jest ulica Sowińskiego za Uniwersytetem Przyrodniczym, to stamtąd, z góry brało się ziemię. Były wózki z kolibami, koń ciągnął i rozgałęzienie było już do każdego sznajdra. I każdy jeden tam miał dwa sznajdry załadować. Także to brygada była.[27]

 

8. Cegielnia hoffmanowska Czechówka Dolna, ul. Północna.

O cegielni opowiada Wojciech Papież:

Najlepiej znałem cegielnię, która była przy ulicy Północnej. Była ona odkąd pamiętam. Tam mieszkali moi koledzy, koleżanki ze szkoły podstawowej. Cegielnia była około 20 metrów od ulicy Północnej, przy samym skrzyżowaniu ulicy na Czechów Górny. Tuż przy piecu stał budynek, trudno nazwać to budynkiem mieszkalnym, to był taki właściwie adaptowany barak, obudowany, który miał dwa wejścia i tam mieszkali zarządcy cegielni. Pracownicy byli różni, kobiety, mężczyźni. To jest okres powojenny, lata 1944-1945, już tam bywałem. Po prostu wychowywałem się na Górkach Czechowskich z kolegami, to był nasz ulubiony teren zabaw. Oczywiście, do cegielni bardzo często zaglądaliśmy, ponieważ pasjonowało nas oglądanie, jak ludzie robią cegłę, z czego się robi, co się dodaje, poza tym mieszkańcy tego barakobudynku mieli dzieci w naszym wieku. Mieszkał tam pan Gąszcz, Wiesia, jego córka chodziła ze mną do szkoły nr 18, mieszkała pani Helena Paprzycka, która potem skończyła Politechnikę Warszawską ze specjalizacją mechaniki, mieszkała Zosia Osińska. Te trzy rodziny, które tam zamieszkiwały, razem do szkoły chodziliśmy, więc czasem się spotykaliśmy. Tam bardzo dużo ludzi pracowało, między innymi państwo Wizorowie, Wiatr – to rolnicy, którzy obok czy powyżej mieli pola, część z nich żyła nie tylko z rolnictwa, ale z przygotowywania i wypalania cegły. Zresztą ta cegła była sygnowana, cieszyła się bardzo dobrą opinią. Cegielnia czerpała glinę głównie na północ od tego budynku, co zresztą później zostało wykorzystane i tam powstał blok mieszkalny. Glina była transportowana wozami, najpierw żelaźniakami na żelaznych obręczach, później na gumowych obręczach. Piece były rozpalane rano, a używane do palenia cegły w godzinach popołudniowych. Glina wyjmowana była z mieszadła, cegła była formowana w kilku takich pojemnikach i wystawiana na słońce, także ludzie onosili się niesamowicie. Cegielnia istniała do mniej więcej lat 60., wtedy został zburzony komin. Najpierw był naprawiany, więc też chodziliśmy tam się przyglądać, bo były robione takie metalowe obręcze, które miały go uszczelnić i utrzymać w równowadze. Ostatecznie cegielnia została zburzona, a na jej miejsce został wybudowany blok. Na tę całą okolicę mówiło się „koło cegielni”, nie określało się ulicy, która prowadziła na Górny Czechów. Tylko: „wiesz, cegielnia przy Północnej”. Wszyscy wiedzieli dokładnie, o co chodzi.[28]

 

Adresy pozwalają identyfikować je jako zakłady istniejące w okresie międzywojennym, natomiast w czasie okupacji prowadzone przez innych dzierżawców i nadzorców.

 

Okres PRL

Z raportów administracji powojennej wynika, że w Lublinie działały lub były w stanie organizowania się następujące cegielnie:

 

1. Cegielnia Czechówka Górna.

Cegielnię wspomina Elżbieta Gralewska:

Można było od ulicy Północnej do niej dojść i chyba tamtędy te cegły wyjeżdżały. Jak szło się na górę, część jest zachowana, to jest jakby połowa podejścia, bo było takie pod kątem prostym. Drugiej połowy nie ma, ale była takiej samej długości i potem już płasko. Najpierw były takie malutkie domki i od razu się zakręcało, ale ponieważ one stały tak naprzeciw siebie, to był taki jakby ryneczek, takie centrum, tam była u państwa Mamejów kapliczka, więc do kapliczki i w prawo, potem już prościutko po horyzont była ta Drobna, ze dwa zabudowania, i już cegielnia. To tak niedaleko, zaraz z brzegu, bo te domki na zakręcie były takie nieduże, może 200 metrów tego płaskiego i się zaczynała ta część widoczna, gdzie się skończył budynek. Tam jeszcze dalej chyba były te wiaty. Po naszej ulicy nie jeździły samochody z cegłą, bo by nawet nie dały rady. Pamiętam, że do porodu, to szłam na piechotę, bo raz, nie było telefonu, a dwa, nikt by tam nie dojechał, bo to była zima stulecia w 1979 roku. Śniegu po kolana, mój mąż szedł przodem, robił mi takie ślady i ja tak za nim, na szczęście doszłam do tego szpitala i zdążyłam. Także w zimie to tam ciężko było, dla nas fajnie, bo się stanęło na butach na górze i tylko trzeba było manewrować dobrze i na dół się ładnie zjeżdżało. Ta górka taka stroma była, w zimie to taksówka nie dojeżdżała. Właśnie moja koleżanka Machaj, ta dwa dni starsza, to jej tata był taksówkarzem. Miał taksówkę numer 7, najpierw starą warszawę, a potem nową warszawę i on był taki dumny, czyścił. To była jedyna taksówka na naszej ulicy. I tam była właśnie cegielnia, dużo miała tych budek, tych wiat. Pomiędzy wiatami były stoły, na których robiono cegły. Panowie tam pracowali i panie, ale się dziwiłam, że taka ciężka praca – te panie brały taką górę gliny i tak hop! Tak że krzepę musiały mieć. Nie znałam nikogo z tych pracowników. Przed nami, już nie tak daleko, kończył się ten teren z budynkami, komin też gdzieś tam był, gdzie się to wypalało, ale to gdzieś tam w środku. Potem zaczął się dołek, czyli miejsce, z którego wybierano glinę. Tu, gdzie mieszkaliśmy, był taki spadek, a po prawej stronie jeszcze było wysoko i tam były łąki i myśmy biegali sobie. Tu po prostu było wyrobisko, przyjeżdżały koparki z takimi zębami i one od góry tak drapały, drapały, drapały i ta ziemia spadała. Ustawiano tory kolejowe pod te wagoniki i one tak szły, szły, szły do miejsca, gdzie akurat koparka pracowała. Potem ludzie to na wagoniki ładowali i pamiętam, że konik był. Konik to ciągnął, i dwóch z tyłu pchało, i tak po ileś tych wagoników. Jak nie było konia, to sami pracownicy, pchało tam po dwóch czy trzech. Jak już tu skończyli, to przenosili te tory w inne miejsce. My bardzo lubiliśmy glinianki, gdzieś się trzeba było bawić. Taka to była tylko ta ulica, kocie łby, chodnik z takich płyt, potem trawnik i już cegielnia, także nie było tam za bardzo jak zaszaleć. Jeszcze taką zabawę pamiętam z dzieciństwa, że fajerkę się pogrzebaczem czy czymś turgało, żeby nie upadła. Sanki w zimie, [latem]rower. Więc trzeba było coś robić i biegaliśmy po tych gliniankach. Ale glinianka nie w takim znaczeniu, jak w telewizji widziałam gdzieś, że w gliniance ktoś się utopił, czyli dół po glinie z wodą. Tam nie było wody, tam była normalnie ścieżka i trawa rosła, to było takie płaskie. Chyba tam mój brat z kolegami w piłkę grali albo może dalej, był taki płaski teren, co był kiedyś wykopywany, i tam był zostawiony tak jakby grzybek, na tym grzybku pan Woźniak ze swoimi kozami urzędował. Potem koło nas też był taki grzybek, bo wiem, żeśmy się tam wspinały. To taki kwadrat był, także trzeba było uważać, żeby nie spaść. Z jednej strony to robiliśmy tam sobie łopatką schody i potem się trzeba było za trawę złapać i nogi w te schody, żeby na tę górkę wejść, na ten kwadrat. Jak koparki tę suchą ziemię zdrapywały i dzień pracy się kończył, to ta glina była taka świeżutka, więc myśmy wchodzili na górę i z tej świeżej gliny zjeżdżaliśmy w dół. Tylko to było chyba parę pięter i ściana była prosta, a na dole były tory, ale bez wagoników, bo wagoniki wracały. Jakoś nie wyobrażam sobie dzisiaj tego, ale tak było, że z tej góry myśmy – najpierw siedzieliśmy, trzymaliśmy się trawy, żeby nie spaść, i piętą tak się zdzierało tę świeżą, miękką glinę, żeby się tam taka kupka utworzyła na dole. Ale to gdzieś tam daleko, więc potem tak stopniowo robiliśmy tą piętą taki dołek pod dwie nogi i takie tory się robiły. Potem się okazywało, że tam coraz niżej, to miękka była ta glina, bo dopiero świeżo ruszana. Potem już nie było traw, nie było się czego trzymać, więc trzeba było tak prosto przy ścianie, tylko nogi musiały być mocno wbite w tę glinę i tak zjeżdżaliśmy, usypując sobie ten kopiec, czyli na końcu było w co skoczyć nogami, miękko było. Czasem było tak, że nie było miękko i te tory były pod spodem, jak teraz tak o tym myślę, jeszcze matką jestem, no to szaleństwo. I rodzice nie pozwalali, ale coś trzeba było robić, a to była fajna zabawa i myśmy to na okrągło robili. Ci pracownicy nas przeganiali, ja się nie dziwię, bo jak oni mieli te tory i wózeczek miał podjechać, to utrudnialiśmy życie tym panom, bo oni potem musieli te tory odkopywać. Ale fajna była zabawa.[29]

 
2. Cegielnia Czechówka Dolna
 
 Widok ogólny cegielni Czechówka Dolna. Fot. Andrzej Krzęciewski. Archiwum TNN
 
 

3. Cegielnia Lemszczyzna, ul. Probostwo 21.

 

4. Cegielnia Sierakowszczyzna, ul. Unicka 14.

Cegielnię z okresu powojennego wspomina Alfred Sadowski:

Jak kościół na Kalinie jest na rogu, to taka kapliczka po lewej stronie stała kiedyś. Tam była droga i właśnie tędy wjeżdżało się do cegielni. Tam blok i cegielnia były na górce, a z tyłu glina była wybierana. To była ściana gliny, żeby nie skłamać, może dziesięć metrów. Tam mężczyźni szpadlami to zrzucali w dół, na koliby, takie wózki, transporter to ciągnął i do góry, właśnie do takiej mieszalni. To takie było duże urządzenie, co mieszało tę glinę, wodę dolewali. Później to leciało takim szybrem na wózki i pracownik dowoził tym kobietom. Przeważnie kobiety tę cegłę kleiły. Miały takie jak stolnice, gała taka była, była forma drewniana na dwie cegły. Gałę z rozmachem wbijały w jedną przegródkę, w drugą. A w każdej przegródce były numery metalowe, na cegle nieraz je widać. I takim jak łuk drutem zrzynali to, zrzucili i cegłę nieśli na plac. Plac był piachem podsypany, tak jak pospółka, tylko bez kamieni to było. Wywracali to, to schło. Po jakimś czasie to kantowali, podnosili i na ten mniejszy bok stawiali. To znowu schło. Później to zwozili pod takie szopy, ale nie układali jedna przy drugiej czy jedna na drugiej, tylko też jakoś na kant tak stawiali, żeby to powietrze tym dziurami przechodziło, żeby to schło. Po jakimś czasie, jak to już chyba wyschło dobrze, to do pieca i w piecu układali. To też nie jedna cegła na drugą tylko, żeby otwory tam były, jakoś ten ogień szedł. Wiem, że z góry zasypywali węgiel taki drobny. Jak wypalone było, to już nie powiem. Z góry takie lufty były. Później wyciągali cegłę. Jak jeździłem z ojcem po cegłę, to gorąc tam w tym piecu był. I wózkami. Dwieście sztuk cegły na takim wózku wywoził jeden robotnik. Jeszcze pamiętam, jak tę cegłę wywozili, to po takich blachach jeździli. Żeby to się nie zapadło, nie wywrócił się ten wózek, to takie pasy blachy były pokładzione. W piecach to w drewniakach mężczyźni chodzili. Na cegielni pracował szwagier, moja siostra, szwagra brat. Oni mieszkali w takim bloku dla pracowników. [30]

 

5. Cegielnia Rury-Michalew przy ulicy Glinianej 13.

O pracy w cegielni rury opowiada Zenon Głowala:

Jak jest WSI [Politechnika Lubelska], to po drugiej stronie, jakieś 200 metrów, więcej może, cegielnia była. Teraz jest tam postawione osiedle. Wszystko jest zabudowane. Tej cegielni już nie ma. Pamiętam, jak pracownicy mieli takie łapki, i cegłę, bo była gorąca, wozili wózkami. Najpierw wywozili tę surową. Układali tam i to później podgrzewali. Był pan Ziemlewski, on palił w piecach. Paliło się od spodu i cegła wypalała się. Ja woziłem piach do tej cegielni! Miałem 14 lat i woziłem u pana Gromkowskiego piach. Rano, godzina 5, on woła: „Zeniu! Zeeniuu!”. Już mnie budzi, a ja idę zaspany. Woziłem ten piach, bo chciałem zarobić sobie na rower. We dwóch nakładliśmy, jak w kopalni. A jak pojechałem [do cegielni], to sam musiałem go zrzucać.[31]

 

Cegielnię wspomina również Zenon Głowala:

Często jeździłem do cegielni. Na cegle było napisane „Rury”, jeździłem tam z sąsiadem. Przywoziliśmy cegłę i składaliśmy ją w pryzmy. [Nasza] piwnica była zbudowana z cegły z [napisem Rury]. Chodziłem do Technikum Drogowego przy ulicy Długosza przez teren tej cegielni. Widziałem, jak kobiety [tam pracowały od rana]. Miały korytka, po dwie sztuki. One pracowały od godziny 3 rano do 11. O godzinie 11 kończyła się praca i szły do domu, a rano znowuż. A jeszcze koń tam chodził! Kierat był i koń wyrabiał glinę. Glina znajdowała się jakieś 100 metrów od tej cegielni na polach, tam glinę kopali. A my chodziliśmy przez cegielnię [na skróty] i wychodziliśmy prosto na kościół garnizonowy.[32]

 

6. Cegielnia Helenów w Helenowie, gm. Konopnica.

Cegielnię w okresie powojennym wspomina J.B.:

Cegielnia była położona przy ulicy Nałęczowskiej, w tej chwili to wszystko jest porozrzucane, pozawalane. Tam gdzie MPK tam inna cegielnia stała, przedwojenna, która nigdy nie działała, była rozebrana w latach chyba 50. jeszcze. Z tyłu były glinianki, gdzie była wykopywana glina, następnie było zasypane. Dawno nie byłem na Nałęczowskiej, w każdym razie tu się dużo zmieniło. Jak kiedyś było MPK w stronę Nałęczowa, powiedzmy trzysta metrów, to stała cegielnia. Po lewej stronie, jadąc do Nałęczowa, za cegielnią w kierunku Konstantynówki była kopalnia gliny. Później była już maszynownia – glina była dowożona bezpośrednio do maszynowni, tam wyrabiana z maszyny szła cegła. Ale tego to już nie widziałem, to trudno mi coś na ten temat powiedzieć. Nie miałem więcej kontaktu już, wojsko i inne sprawy.[33]
 
 
7. Cegielnia Rekord przy ul. Morwowej w Lublinie.
 
 Cegielnia Rekord przy ulicy Morwowej w Lublinie. Fot. Jacek Mirosław. Prawa autorskie: Polskapresse spółka z o.o w Warszawie, fotografia w posiadaniu Archiwum TNN
 

Topografię cegielni Rekord wspomina Stanisław Filas:

Cegielnia zajmowała teren od ulicy Nałęczowskiej do ulicy Wojciechowskiej. Natomiast od strony miasta, czyli od wschodu, to graniczyła z tą byłą cegielnią. Od zachodu granica nie była jednoznaczna, była płynna, w każdym razie przed Lubgalem dawnym. Przy ulicy Nałęczowskiej znajdowały się urządzenia i stanowiska, czyli piec, place do formowania cegły, szopy. Były tam cztery mieszadła, nazywane sznajdrami, w których była uplastyczniana gleba poprzez ruch typu kieratowego, przez ciągnące konie. Koni było cztery. Po lewej i po prawej stronie po dwa mieszadła były. Natomiast od ulicy Wojciechowskiej były kopalnie, czyli wyrobiska gliny. Z tej strony dostarczana była glina w kolebach, takich jak chyba występują w kopalniach węgla, bo one były wywrotowe, wciągarka elektryczna je wciągała na górę, a później szły do mieszadeł. Do północnej strony pieca była dobudowana część biurowo-mieszkalna. Biuro mieściło się na dole, z lewej strony, patrząc w kierunku cegielni, a po prawej stronie były chyba dwa mieszkania. Schody znajdowały się pomiędzy piecem a tą dobudówką, tam były dwa mieszkania. Natomiast wzdłuż ulicy Nałęczowskiej był ciąg taki. Na początku były stajnie, a za stajniami barak mieszkalny, zakończony komórkami. Jeszcze z lewej strony była ubikacja. Tam znajdowała się jeszcze pozostałość jakiejś zabudowy w kształcie kąta, na której stał stalowy, nitowany pojemnik na wodę w wymiarach około dwa na trzy na dwa. Był to tak zwany rezerwuar na wypadek, gdyby nastąpiła awaria, bo cegielnia miała wodę z sieci miejskiej. Tam do środka nikt nie wchodził, bo nie pamiętam, żeby się ktoś utopił albo było jakieś nieszczęśliwe zdarzenie. Też nie wiem, ile tej wody było i czy ona tam w ogóle była. Teren cegielni nie był ogrodzony, tylko była odgrodzona część wschodnia od późniejszego MPK.[34]

 

Teren cegielni opisuje również Zbigniew Karkuszewski:

Teren cegielni zaczynał się na wysokości w tej chwili ulicy Morwowej i sięgał do tego terenu, który zajmuje w tej chwili Zakład Doskonalenia Zawodowego. Czyli cały obszar, gdzie obecnie stoi Biedronka i Autosalon Mitsubishi. Piec cegielni stał jakby za tą Biedronką. Teren cegielni sięgał w tamtych latach aż ulicy Wojciechowskiej. Z tym że później to zostało okrojone, jak tam wybudowano centralę techniczną, czy jak powstał Lubgal jeszcze wcześniej. Tak pomału, pomału wchodzili w ten teren, który był do odzyskania. I został tylko sam plac do produkcji, od ulicy Morowej do ZDZ. Baraki, które tam stoją, są jeszcze z tamtego okresu. Ten barak, który jest pierwszy od ulicy Morwowej – to jest ten starszy barak. Natomiast ten, który jest bliżej ogrodzenia dawnej zajezdni MPK, był postawiony w późniejszym okresie, bodajże to był 1961 albo 1962 rok. Miałem okazję mieszkać w tym pierwszym i w tym drugim. Warunki w obydwu były nienajlepsze, bo nie było bieżącej wody, tylko studnia na zewnątrz, sanitariaty również. Ale jak mieszkaliśmy w tym pierwszym, to akurat była taka nieciekawa sytuacja, że przed naszymi oknami znajdowała się studnia, z której często się woda lała i gdzieś tam podmakało. Tato reklamował, że to mieszkanie jest bardzo zawilgocone i problematyczne, i dostał przydział na nowe mieszkanie. Przeprowadziliśmy się do tego nowego, który istnieje do tej pory. [35]

 
 
8. Cegielnia Kalinowszczyzna
 
 
 Widok na cegielnie Kalinowszczyzna. Fot. Archiwum TNN
 

O cegielni na Kalinowszczyźnie opowiada Władysław Barszczewski:

Była ona zlokalizowana prawie naprzeciw naszego domu. To jak teraz jest ulica Podzamcze. Kiedyś to była taka wiejska droga, nawet nie było kocich łbów, później dopiero te kocie łby zrobili. To był taki wąwóz z jednej i z drugiej strony, były góry takie, w środku teraz ta ulica idzie. Najpierw była winiarnia, która zajmowała teren, jak ten dom Vettera stoi. Dopiero sąsiadowała z winiarnią cegielnia. Brama wjazdowa była od ulicy, co się teraz nazywa Podzamcze, a druga, jak w tej chwili leci Lwowska, ale kiedyś tam nie było ulicy żadnej. Kto był właścicielem tej cegielni to trudno mi powiedzieć, ale wydaje mi się, że to jakaś spółdzielnia chyba, bo prywatna to ona [wtedy] nie była. Zajmowała z półtora hektara terenu. Było takie wyrobisko, w którym wydobywano glinę. Były ustawione dwa torowiska, po tych torowiskach jeździły takie wózki metalowe, takie kibitki, wywrotki, jednym torowiskiem przywozili urobek gliny na stoły, na których były wytwarzane cegły, a drugim torowiskiem te cegły wozili do wypalania w piecu. Były dwie takie wiaty. Pierwsza wiata to była cegła surowa, którą kobiety – to przeważnie kobiety – wytwarzały, a druga wiata – jak już cegła wychodziła z pieca, ona jakiś dłuższy czas stała, aż to ostygło i dopiero później pod tę drugą wiatę ustawiali. Ona tam troszkę stała i dopiero stamtąd zabierali gdzieś na budowę. Przeważnie wtedy to furami przyjeżdżali, nie było samochodów. Myśmy jeździli tymi wózkami. Po pracy, jak wychodzili, to zawsze żeśmy tam jakoś stróża oglądali i żeśmy trochę jeździli tymi wózkami, tak że jest co wspominać. To trochę pochylnia była, najpierw żeśmy pchali wózki do góry, a później siadaliśmy i zjeżdżaliśmy do dołu. Trudno powiedzieć do kiedy ta cegielnia funkcjonowała, bo jak przyszedłem z wojska, to już śladu nie było. Ani po winiarni, ani po tej cegielni. Pamiętam wysadzanie komina, bo tam już został tylko komin. Przyszli saperzy, ładunki podłożyli i wywalili, i to się bardzo ładnie rozjechało.[36]

 

O jej topografii i wyburzeniu opowiada również Janusz Solarski:

Wielkość cegielni to jest tak: te trzy wieżowce, które powstały na rogu, na skarpie i przedszkole, bo cegielnia dochodziła prawie do naszego bloku Bieruta 20A. Było może gdzieś 15–20 metrów, bo tam były takie duże trawy, a później było sześć długich wiat do przechowywania cegieł, które się suszyły. One były w poprzek naszego bloku. Dalej stał budynek, gdzie mieszkali. Pamiętam, myśmy w tych wiatach rozrabiali, jak już były demontowane. Ta cegła była gdzieś wywożona. I tam pokrycia dachowe to były dachówki. Myśmy pewnego wieczoru, we trzech, poszliśmy sobie łazić. Weszliśmy wysoko, po jakiejś drabinie. Tak się nam fajnie rzucało te dachówki, i tak się rozbijały, nieświadomie dzieciak to robił. Było dwóch, co pilnowało, pogonili nam kota.

Jak wróciłem ze szkoły była akcja: wojsko przyjechało, będą wyburzać komin! Kazali pozamykać okna, żeby szyby nie wyleciały. To była atrakcja, wszyscy patrzyli się, było wielki bum i się nic nie stało, więc wszyscy rozczarowani. Chyba źle podłożone ładunki. Na następny dzień, około ósmej, dziewiątej chyba, jak zaczęli, to syreny zawyły, cała szkoła wybiegła. Nie wiem, jak to się stało, ale w trakcie chyba przerwy to było. Przewrócił się, zaczęli rozbierać. Szybko to zaczęli robić. Jak tylko zostało wyburzone, to na tym terenie wieżowce zaczęli budować. Przed nami też był taki długi blok, tam właśnie, co jest Kalinka, to budowali go długo. Jak w 1976 roku wyprowadziłem się stamtąd, to już stał ten wieżowiec ostatni.[37]

 

Upaństwowienie cegielni

W przypadku cegielni lubelskich stosunkowo późno pojawiła się instytucja, która byłaby dogodnym narzędziem dla przejmowania przez państwo obiektów przemysłu mineralnego z tego zakresu. Dopiero 13 stycznia 1949 r. Ministerstwo Przemysłu i Handlu wraz z Ministrem Skarbu i Prezesem Centralnego Urzędu Planowania powołują państwowe przedsiębiorstwo „Lubelskie Zakłady Ceramiki Czerwonej".
 
O upaństwowieniu cegielni opowiada Danuta Sontag:

[Cegielnia] za okupacji jeszcze była. A jak przyszli wyzwoliciele nasi, to jeszcze trwała chyba 3 lata, bo chyba w 1952 roku została upaństwowiona. Myśmy twierdzili, że bezprawnie została zabrana, bo robotników było 49 wszystkich. A prawo podobno mówiło, że można upaństwowić [przedsiębiorstwo liczące] dopiero ponad 50 [osób]. Przyszedł czas, że trzeba było zostawić [cegielnię]. To już wszystko się rozpadło. Było nie nasze. Wszystko, co należało do cegielni, zostało zabrane, nawet pieniądze z banku. Teraz rozumiem babcię, że tak bardzo się tym przejęła. Babcia się zamartwiała i płakała, ale cóż było robić, każdy miał swój fach. Ciotka [Marynia] skończyła romanistykę, była wykształcona. Wuj był prawnikiem, więc też pracę dostał. [Ciotka] Irena też miała właściwie fach, bo ona skończyła szkołę gospodarstwa. Przed wojną chodziła do szkoły gospodarczej [przy ulicy Chmielnej], [siostry] zytki taką szkołę prowadziły.

Dopóki była glina, to [cegielnia] funkcjonowała, bo trzeba było tę glinę jednak zużyć.

Parę lat [po upaństwowieniu cegielnia] była, tylko zmieniła nazwę na Ceramika Czerwona. [Nasza cegielnia nosiła nazwę] Zakościelny i Spółka. Dowiedzieliśmy się, że [nasz palacz] został zabity. Nie wiadomo co, kto. Myśmy się potem wyprowadzili, to już nie wiem, może tam sprawa jakaś szła. Jak już się przestało palić i zakończyło się pracę w cegielni, to tam dostała, po [palaczu] Lisku, mieszkanie pani Gadomska. To była bardzo ładna pani, ale nas zdziwiło, że ona tam dostała mieszkanie. To była skrzypaczka z filharmonii. I co tam miała ona, tak świat drogi iść na Kalinowszczyznę. Wtedy chyba już była komunikacja. Niedługo tam mieszkała.[38]

 
W okresie PRL-u rozrost miasta często oznaczał również likwidację cegielni, które zamiast na przedmieściach, zaczęły znajdować się na terenie samego miasta. Dlatego już 1959 r. zapadła decyzja o likwidacji budynków cegielni Dziesiąta, które nie pozwalały na swobodny rozwój miast

 

O schyłku lubelskich cegielni opowiada Zbigniew Karkuszewski:
Myślę, że większość cegielni położonych tutaj, gdzie rosły osiedla, to padły śmiercią naturalną, bo osiedla je wypierały, był potrzebny teren. Natomiast skończyła się też era zapotrzebowania na taki rodzaj produkcji, a zaczęła się era wielkiej płyty przy budownictwie domów. Poza tym, powstało dużo cegielni prywatnych w rejonie Kraśnika, gdzie też było to uzupełniane. Chyba to głównie powodowało taki zanik cegielni. Wprowadzono produkcję automatyczną chyba w Bychawie i Biłgoraju czy okolicach, gdzie to było formowane znacznie szybciej. Ta technologia już się zmieniła, nie to, co było produkowane na Rekordzie. Czynnik ludzki zaczął być już wypierany przez to wszystko.[39]
 

W 1967 r. na terenie Lublina działały następujące cegielnie:

1.     Czechówka Dolna - 2,3 mln sztuk cegieł rocznie.

2.     Czechówka Górna - 3,75 mln.

3.     Lemszczyzna - 3,9 mln.

4.     Sierakowszczyzna - 4,8 mln.

5.     Rekord – 4,3 mln.

Z czasem jednak również te cegielnie zaczęły podlegać stopniowej likwidacji.

 

Cegielnie po 1989 roku

Po przełomie roku 1989 w mieście funkcjonowała jeszcze cegielnia przy ulicy Głównej oraz ostatnia lubelska cegielnia przy ulicy Zakątek, którą do 2010 roku prowadziła Apolonia Palak.[40] Aktualnie na terenie Lublina nie znajdują się czynne zakłady cegielnicze. Tym samym skończyła się pewna epoka historyczna w rozwoju miasta trwająca nieustannie przez kilkaset lat.
 
Widok na fragment cegielni przy ulicy Głównej w Lublinie. W tle widoczne wyrobiska. Fot. Piotr Lasota
 
 
 Fragment pieca cegielni przy ul. Głównej w Lublinie. Fot. Piotr Lasota
 
 
 Widok z komina cegielni przy ulicy Zakątek w Lublinie. W dole widoczny zespół pracujący nad projektem "Lubelskie cegielnie. Materia miasta". Fot. Piotr Lasota
 
 
 
 Widok na cegielnię przy ulicy Zakątek w Lublinie. Fot. Piotr Lasota
 
Bibliografia:
  1. Materiały własne autora zgromadzone w ramach projektu „Lubelskie cegielnie. Materia miasta” [dostępne online https://teatrnn.pl/lubelskie-cegielnie. Dostęp 28.02.2022]
  2. Materiały zgromadzone i opublikowane przez Małgorzatę Michalską-Nakonieczną oraz Dariusza Prażmo [dostępne online https://teatrnn.pl/lubelskie-cegielnie. Dostęp 28.02.2022]
  3. Artykuł Michała Krzyżanowskiego [dostępny online: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/lubelskie-cegielnie/. Dostęp: 28.02.2022].
 


[1]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[2]     Monografia cegielni dostępna online: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/cegielnia-miejska-rury-brygidkowskie/ [dostęp: 28.02.2022]

[3]     Fotografie i opisy wszystkich cegieł z sygnaturami dostępne są online: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/leksykon-lubelskich-cegiel/ [dostęp: 28.02.2022]

[4]     Model 3D pieca hoffmanowskiego dostępny jest online: https://teatrnn.pl/lubelskie-cegielnie/modele-3d/ [dostęp: 28.02.2022]
[5]     Więcej o sylwetce Jakuba Izraela Brodta: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/jakub-izrael-brodt-1883-1942/ [dostęp: 28.02.2022]

[6]     Więcej o sylwetce H. J. Zylbera: https://teatrnn.pl/ludzie/osoby/id/I00082759/ https://sztetl.org.pl/pl/biogramy/5032-zylber-hersz-jojna [dostęp: 28.02.2022]

[7]     Monografia cegielni dostępna online: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/cegielnia-lemszczyzna/ [dostęp: 28.02.2022]

[8]     Monografia cegielni dostępna online: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/cegielnia-kalinowszczyzna/ [dostęp: 28.02.2022]

[9]     Relacja zarejestrowana w 2012 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[10]     Więcej informacji dotyczących Lejby Szyffa: https://biblioteka.teatrnn.pl/dlibra/publication/27342/edition/27098/content [dostęp: 28.02.2022] 

[11]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[12]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[13]     Monografia cegielni dostępna online: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/cegielnia-michalewrury-jezuickie/ [dostęp: 28.02.2022]

[14]     Monografia cegielni dostępna online: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/cegielniahelenow/ [dostęp: 28.02.2022]

[15]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[16]     Więcej informacji o nieruchomości zlokalizowanej przy ulicy Unickiej 4: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/unicka-4-w-lublinie-nie-istnieje/ [dostęp: 28.02.2022]

[17]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[18]  Model 3D cegielni Kalinowszczyzna dostępny jest online: https://teatrnn.pl/lubelskie-cegielnie/cegielnia-kalinowszczyzna-3d/ [dostęp: 28.02.2022]

[19]     Relacja zarejestrowana w 2012 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[20]     Monografia cegielni dostępna online: https://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/cegielnia-dziesiatarola/ [dostęp: 28.02.2022]

[21]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[22]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[23]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[24]     Relacja zarejestrowana w 2017 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[25]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[26]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[27]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[28]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[29]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[30]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[31]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[32]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[33]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[34]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[35]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[36]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[37]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[38]     Relacja zarejestrowana w 2012 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[39]     Relacja zarejestrowana w 2018 r. przez Tomasza Czajkowskiego. Archiwum TNN

[40]     Online dostępna jest galeria fotografii obrazująca m. in. ostatnie lubelskie cegielnie: https://teatrnn.pl/lubelskie-cegielnie/. Dostępne są również wspomnienia byłych pracowników i właścicieli cegielni z Lublina oraz Lubelszczyzny, m.in. Feliksa Trojanowskiego: https://teatrnn.pl/lubelskie-cegielnie/trojanowski-feliks/  [dostęp: 28.02.2022]

Ciasteczka

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.